Od zeszłej zimy miałam ogromną ochotę na jarmuż. Po żmudnych
poszukiwaniach nasion udało mi się wyhodować w ogródku 3 malutkie krzaczki.
Tylko jakoś im szczęście nie dopisywało. Jeden nie rósł na normalnej grządce, lecz na skraju trawnika, żeby miał szanse przeżyć zimę. Tylko, że mój nadgorliwy
Tata skosił go 3 razy podczas koszenia trawy. Za pierwszym razem odrósł. Za
drugim razem też odrósł. Za trzecim nie dał już rady. Drugi krzak został
doszczętnie zjedzony przez sarny, które tego roku notorycznie urządzały sobie uczty na naszych grządkach. Na trzecim
wyrosły 4 małe listeczka. Zjadłam je na początku listopada. I czułam niedosyt,
spory niedosyt.
W sobotę wreszcie udało mi się zakupić wielki worek jarmużu
i pełna zapału zabrałam się wczoraj do gotowania. Zu zapowiedziała, że ona-pod-żadnym-pozorem-nie-będzie-tego-jeść-i-mam-nawet-nie-próbować-jej-tego-oferować.
Nie to nie, jej sprawa. Wróciła wczoraj z zajęć i co? Ano pochłonęła połowę
mojego obiadu ;) I jeszcze z pięć razy powiedziała, że jest pyszny. No to
zaproponowałam, że dzisiaj zrobię to samo. Jakież było moje zdziwienie, gdy po
zajęciach zastałam w domu nie tylko Zu, ale też Magdę, jej koleżankę, no bo
przecież ona „musi spróbować takiego
pysznego żarcia”. Ok, niech próbuje, ale w zamian wymagam pomocy przy
gotowaniu :)
JARMUŻOWE WRAPY
Składniki na spore
porcje
Naleśniki:
1 szklanka mąki pszennej graham
3 łyżki płatków owsianych (zmielonych na mąkę, w młynku do
kawy/ dobrym blenderze)
1 łyżka oleju
½ łyżeczki morskiej soli
½ łyżeczki kurkumy
woda
„Mięso”:
1 opakowanie kotletów sojowych (tzw. tekturek)
1 łyżeczka wege-bulionu w proszku
2 łyżki oleju
2 łyżeczki przyprawy do kebabu/ shoarmy (uważajcie, żeby nie
miała glutaminianu sodu, ja używałam Kamisa)
Jarmuż:
300 g jarmużu
3 ząbki czosnku
¾ łyżeczki nasion kolendry
1 łyżka oliwy z oliwek
1 chochelka bulionu spod moczonych tekturek
Dodatki:
2 duże garści uprażonych na suchej patelni nasion
słonecznika
2 łyżki musu dyniowego (kilka kostek uparowanej dyni
zmiksowanej z solą)
Wszystkie składniki naleśników zmiksowałam na gładkie, dość
rzadkie ciasto. Odstawiłam je na minimum 30 minut do lodówki. Po wyjęciu z
lodówki było trochę gęstsze, konsystencji mniej więcej kwaśnej śmietany
(tudzież ciasta naleśnikowego). Usmażyłam 6 naleśników. Każdy ma swoje
sprawdzone sposoby, więc nie będę się na ten temat rozpisywać
Kotlety zalałam wrzątkiem (min. 1 litr), dodałam bulion i
zostawiłam. Po 8 minutach odcedziłam je, pozwoliłam im chwilę przestygnąć i
pocięłam w ok. 1 cm paski. W misce roztarłam przyprawę do kebabu z olejem,
dodałam kotlety. Usmażyłam na dość mocnym ogniu na złoty kolor.
Czosnek posiekałam w plasterki, kolendrę zmieliłam w młynku
do kawy. Przesmażyłam obie przyprawy przez kilkanaście sekund na rozgrzanej
oliwie. Z jarmużu wycięłam łodygi, pocięłam na dwucentymetrowe paski.
Dorzuciłam go na patelnię, gdy już zmniejszył swoją objętość zalałam go
chochelką bulionu spod moczenia kotletów i dusiłam, aż cała woda odparowała.
I teraz najfajniejsza część zabawy, czyli zawijanie. Na
naleśnika nakładałam porcję jarmużu, polewałam łyżką musu dyniowego, układałam
kawałki mięsa, posypywałam
słonecznikiem, jadłam ;)
Możecie posłuchać mnie i NIE PRÓBOWAĆ TEGO W DOMU. Albo
jeśli wolicie zasugerujcie się opinią Zu i Magdy, które milion razy powtórzyły,
że „To jest pyszne…”
Nie powiem, mile połechtały moje ego.
W ogóle ostatnio jakoś tak fajniej się czuję. Duża w tym
zasługa koncertu, na którym byłam w piątek. „Dostałam” go od mojej siostry na
urodziny. Niesamowite przeżycie, naprawdę. Na scenie 9 (!!!) średnio ciekawych
facetów (wg Zu jest to zbyt łagodne określenie), na samym przodzie, tuż przed
tobą niski, gruby, z dużą diastemą, ubrany w błękitną koszulę w kratkę
wokalista. Zaczynają grać i śpiewać i nagle cały świat staje się piękniejszy.
Nie liczy się to, jak wyglądają, tylko to, co mają w głowach i w sercach. I w jaki
sposób umieją to z siebie wydobyć. CUDOWNI! Wyszłam tak pozytywnie naładowana,
ta ‘Endorfina’ trzyma mnie do teraz.
Dziękuje chłopcy! I jeszcze większe ‘Dziękuję’ dla Enzyma z RaggaFaya, który
mniej więcej rok temu, powiedział nam, że jest taki zespół jak Tabu, że mają
zajebistą piosenkę ‘Sarny’, i że w
ogóle są zajebiści. I jeszcze dzięki dla Zu, za koncert, i za całoroczne hasanie na sarnach. Ci, którzy mieli
okazję nas oglądać podczas hasania,
wiedzą, że to niezapomniane widowisko.
A więc na koniec:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz