czwartek, 8 listopada 2012

Comfort food - DROŻDŻÓWKI



Macie czasem takie dni, kiedy wydaje Wam się, że cały świat dookoła zaczyna się walić? Że wszystko dzieje się nie tak jak powinno. Kiedy cholerna bezradność tak bardzo ogarnia świadomość i podświadomość, że nie widzi się sensu robienia czegokolwiek? Kiedy czujecie, że jesteście najbardziej beznadziejnym człowiekiem na Ziemi.

Albo takie dni, gdy macie świadomość, że już jutro z kalendarza wypadnie kartka z datą Waszych 22 urodzin, a w środku czujecie się jak jakaś niedorozwinięta emocjonalnie dwunastolatka. Która w dodatku nie radzi sobie sama ze sobą.

I jakby jeszcze tego było mało przez całe przedpołudnie słuchaliście punka, w którym co chwilę mówią Wam, że świat jest zły i nieprzyjazny, a ludzie próbują Was wykorzystać. I „tu trzeba walczyć” „o przetrwanie na tej Ziemi”. Jak walczyć?! Walczyć, kiedy nie macie siły ruszyć się z miejsca i zaplanować tego, co zrobicie jutro rano? Kiedy nie możecie, skoncentrować się na tym co jest, bo milion myśli i uczuć kłębi się w Was. Kiedy po prostu ”chcę być panem swojej głowy”? Nie wiem jak to zrobić. Przykro mi. Zwykle szukam gdzieś w sobie tej siły, ale dzisiaj nie potrafię. (Sorry Smalec, uwielbiam Ciebie i Twoją muzykę, ale dzisiaj tylko mnie wkurzasz. Nie umiem dzisiaj znaleźć tej radości i energii, żeby coś robić, coś zdziałać. A zwykle po kilku Waszych kawałkach umiem…)

Podobno trzeba olać to wszystko i myśleć pozytywnie. Powtarzam sobie, że świat się nie kończy, jutro będzie lepiej, obudzę się cudownie radosna i szczęśliwa. Seriously??? Średnio mi to pomaga w tej chwili. Pomaga mi za to comfort food. Jedzonko, które ma sprawić przyjemność. Przez które poczuję się jakbym znowu miała 5 lat, cały świat był piękny, kolorowy i tak bardzo przyjaźnie do mnie nastawiony. Nie liczy się to, że jest potwornie słodkie, nafaszerowane białą mąką i olejem. Pieprzyć to. Jutro świat może się skończyć i umrę szczęśliwa jedząc moje comfort food. A jeśli świat się nie skończy, to najwyżej umrę na zawał albo z powodu nowotworu. Chrzanić to. Jest mi to dzisiaj idealnie obojętne.

Nie-szybkie (ale za to mało pracochłonne), pyszne, słodkie. Ciasto drożdżowe w dwóch wariacjach.



CIASTO DROŻDŻOWE
1 kg mąki
1 szklanka cukru
1 kostka drożdży (100g)
2 szklanki mleka sojowego waniliowego
1 szklanka oleju (ja lubię ze słonecznikowym)
½ łyżeczki kurkumy

Drożdże roztarłam z cukrem, dodałam szklankę mleka i 4 łyżki mąki, wymieszałam, zostawiłam do wyrośnięcia. Do gotowego zaczynu wlałam resztę mleka z rozpuszczoną kurkumą, olej. Dosypywałam mąkę, aż uzyskałam gładkie, sprężyste i odchodzące od ręki ciasto. Zostawiłam na kolejną godzinę.
Wyrośnięte ciasto podzieliłam na 2 części.

WARIACJA I – ŚLIMACZKI CYNAMONOWE
3 łyżeczki cynamonu
3 łyżki cukru
Garść rodzynek
Ciasto rozwałkowałam na spory prostokąt, posypałam równomiernie cukrem, cynamonem i rodzynkami. Zrolowałam i pokroiłam na 15 części. Ułożyłam na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.

Przed upieczeniem
Po wyjęciu z piekarnika


WARIACJA II – CYTRYNOWO – KARDAMONOWY ODRYWANIEC
1 łyżeczka kardamonu
1 łyżeczka cynamonu
Sok z 1 cytryny
3 łyżki cukru
2 łyżki oleju
Wycisnęłam sok z cytryny, rozpuściłam w nim cukier. Dodałam olej, kardamon i cynamon, dokładnie wymieszałam. Ciasto rozwałkowałam na dość cienki, w miarę prostokątny placek, rozsmarowałam na jego wierzchu miksturę przyprawową.
Pokroiłam ciasto na ok. 10 cm paski, ułożyłam jeden na drugim i pokroiłam na ok. 10 cm kwadraty. Kupki z kwadratami ułożyłam w stosik i przełożyłam do keksówki.

Jeszcze surowe ciasto
Już upieczone, z wyraźnie zaznaczonymi kromkami

Oba ciasta piekłam przez ok. godzinę w piekarniku rozgrzanym do 170 st. Jedzenie każdego z nich polega na odrywaniu porcji i konsumowaniu…

Napisałabym, żebyście nie próbowali tego w domu, ale nie. KONIECZNIE WYPRÓBUJCIE TO W DOMU. Kiedy będziecie czuli, że musicie sobie poprawić humor. Poprawcie. Wiem, że to niewłaściwe opychać się cukrem, kiedy źle się czuję, ale wiecie co? A ja mam na to wyjebane…

1 komentarz:

  1. Miałam okazję powyższego spróbować i potwierdzam, że pyszne, a na jesienną chandrę w sam raz!Czekam na relację z soboty wraz z przepisem na gniazdka, które były GENIALNE!

    OdpowiedzUsuń