Od jakiegoś czasu w blogosferze bardzo popularne stały się tzw. green smoothie. Wszędzie ich pełno. Ja rozsmakowałam się w nich w wakacje. Piłam je praktycznie codziennie wieczorem, łącząc w dowolnych kombinacjach: jabłka, gruszki, brzoskwinie, morele, jeżyny, porzeczki czarne i czerwone, winogrona, śliwki, miętę, zieloną pietruszkę, szpinak, botwinkę... I za każdym razem powstawał pyszny, gęsty shake.
Dzisiaj zimowa wariacja na ich temat, idealne śniadanie, kiedy nie możecie już patrzeć na jaglankę. Nie zniechęcajcie od razu. Na pierwszy rzut oka połączenie tych składników brzmi okropnie, ale wystarczy tylko łyk, aby z miejsca się w nim zakochać. Nie podchodźcie sceptycznie do do pokrzywy! W ogóle nie wyczuwa się jej smaku, a niesie ze sobą wapń i żelazo, które szczególnie na przednówku ciężko zbilansować w wegańskiej diecie. Śliwki zapewnią słodkiego kopa na kilka godzin, jabłko witaminy C, aby dobrze wchłonęło się żelazo z pokrzywy, a orzechy kwasów tłuszczowych omega-3. No i kakao. Nie dość, że nadaje koktajlowi pyszny czekoladowy smak i ma mnóstwo magnezu, to jeszcze wpływa na wydzielanie serotoniny. A po niej, wiadomo - uśmiech od ucha do ucha przez resztę dnia :)
CZEKOLADOWY KOKTAJL
1 jabłko
garść suszonych śliwek
2 łyżki orzechów włoskich
2 łyżki suszonej pokrzywy (ja miałam całe liście, własnoręcznie ususzone wiosną. Pewnie taka z zielarni też się nada)
1 czubata łyżeczka kakao
woda
Wieczorem dnia poprzedniego w dwóch naczyniach namoczyłam składniki koktajlu: w jednym orzechy, w drugim śliwki i roztartą w dłoniach pokrzywę. Rano odlałam wodę z orzechów, wrzuciłam je do śliwek i pokrzywy i zmiksowałam. Jabłko pokroiłam na kilka kawałków, wycięłam gniazdo nasienne i razem z kakao dodałam do koktajlu. Zblendowałam na dość gładką masę, chociaż kawałeczki orzechów i skórki jabłka były wyczuwalne w gotowym shake'u. Dolałam wody do pożądanej konsystencji.
I już. Gotowe. Śniadanie w 2 minuty. Swoisty rekord, prawda? A jaka to przyjemność wypić rano gęste, słodkie i czekoladowe smoothie...
Ale lepiej nie ryzykujcie i NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU!
sobota, 16 marca 2013
niedziela, 10 marca 2013
Russian Tea Cakes
Przeglądając zakładkę, z przepisami "do wypróbowania" znalazłam idealne słodycze na niedzielny podwieczorek. Nie mam pojęcia skąd mam ten przepis, gdzieś po głowie błąka mi się "Russian Vegan Cookbook", ale nie jestem pewna... W każdym razie przepis wart spróbowania. Z oryginalnego przepisu wyrzuciłam cukier, margarynę zamieniłam na emulsję olejowo-wodną, dżem malinowy na powidła morelowe. Wyszły mi mięciutkie, rozpływające się w ustach kuleczki w pięknym słonecznym kolorze (MORELE!), obłędnie pachnące cynamonem. O właśnie, cynamonem. W przepisie też go nie było. Ale od dawna miałam ochotę wykorzystać patent Asi Ś., która na Tłusty Czwartek przygotowała pączki obsypane cynamonowym cukrem pudrem. Wszyscy się nimi zachwycali, teraz już rozumiem dlaczego ;)
ROSYJSKIE CIASTECZKA DO HERBATY
3 łyżki dowolnego dżemu (jak już wspomniałam u mnie powidła morelowe, zużyłam cały słoiczek 250 ml)
3 łyżki oleju rzepakowego
5 łyżek zimnej wody
1.5 szklanki mąki (u mnie żytnia pełnoziarnista)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
3 łyżki orzechów włoskich
1 łyżka cukru
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka cukru waniliowego
Dżem razem z olejem i wodą zmiksowałam blenderem na gładką emulsję. Orzechy dość drobno posiekałam, dodałam do masy morelowej razem z mąką i proszkiem do pieczenia. Wymieszałam łyżką do uzyskania jednorodnego, gęstego ciasta. Zwilżonymi dłońmi formowałam kuleczki wielkości orzecha włoskiego (wyszło mi ich 20). Piekłam w temperaturze 180 st. przez ok. 20 minut (aż do zrumienienia spodów).
W tym czasie w młynku do kawy zmiksowałam oba cukry i cynamon, aż powstał drobniutki puder. Gorące ciasteczka obsypałam z obu stron cukrem (przez drobne sitko!), zostawiłam do wystygnięcia.
Coś czuję, że przepis będzie podstawą do eksperymentowania z innymi dżemami i orzechami. Pamiętajcie, NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU!
I na koniec tematycznie:
Mam cynamon na powiekach,
Pod paznokciem i na plecach
Mam!
sobota, 2 marca 2013
Wiosna, wiosna, wiosna!!!
Też to widzieliście??? SŁOŃCE! Wiosna! Tak się cieszę. Lubię zimę, ale marzec to już najwyższy czas na przebłyski słońca pomiędzy chmurami, dodatnią temperaturę i spacery...
W związku ze zmianą aury należałoby zamienić gęste zupy i jednogarnkowce na sałatki, lekkie pasty, kotleciki i placki. W pojemniku na oknie już zaczynają rosnąć kiełki rzodkiewki, w ogrodzie pod cieniutką kołderką z ziemi leżą sobie nasionka sałaty, szpinaku, rzodkiewki, rukoli i tylko czekają aż zrobi się ciut cieplej i będą mogły wzbić swe pierwsze, jeszcze troszkę rachityczne, zielone listka ku słońcu. A ja czekam razem z nimi.
Jaki kolor kojarzy Wam się najbardziej z Wiosną? No jasne, zielony. Dlatego na dzisiejsze śniadanie cudownie zieloniutka, pachnąca i lekko pikantna pasta z awokado i rzeżuchy. Podana na bułce tzw. wiosennej...
MASŁO RZEŻUCHOWE
1 dojrzałe awokado
5 - 6 łyżek rzeżuchy
szczypta soli morskiej
Awokado przekroiłam na pół, wyjęłam pestkę i wydrążyłam miąższ łyżeczką. Rzeżuchę posiekałam na 3 - 4 kawałki. W pojemniku blendera umieściłam wszystkie składniki i miksowałam tak długo, aż uzyskałam gładką pastę.
Pyszniutkie i szalenie wiosenne. Uzależnia. Więc na wszelki wypadek nie ryzykujcie i NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU.
Soundtrack oczywiście wiosenny, a więc:
W związku ze zmianą aury należałoby zamienić gęste zupy i jednogarnkowce na sałatki, lekkie pasty, kotleciki i placki. W pojemniku na oknie już zaczynają rosnąć kiełki rzodkiewki, w ogrodzie pod cieniutką kołderką z ziemi leżą sobie nasionka sałaty, szpinaku, rzodkiewki, rukoli i tylko czekają aż zrobi się ciut cieplej i będą mogły wzbić swe pierwsze, jeszcze troszkę rachityczne, zielone listka ku słońcu. A ja czekam razem z nimi.
Jaki kolor kojarzy Wam się najbardziej z Wiosną? No jasne, zielony. Dlatego na dzisiejsze śniadanie cudownie zieloniutka, pachnąca i lekko pikantna pasta z awokado i rzeżuchy. Podana na bułce tzw. wiosennej...
MASŁO RZEŻUCHOWE
1 dojrzałe awokado
5 - 6 łyżek rzeżuchy
szczypta soli morskiej
Awokado przekroiłam na pół, wyjęłam pestkę i wydrążyłam miąższ łyżeczką. Rzeżuchę posiekałam na 3 - 4 kawałki. W pojemniku blendera umieściłam wszystkie składniki i miksowałam tak długo, aż uzyskałam gładką pastę.
Pyszniutkie i szalenie wiosenne. Uzależnia. Więc na wszelki wypadek nie ryzykujcie i NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU.
Soundtrack oczywiście wiosenny, a więc:
Subskrybuj:
Posty (Atom)