piątek, 27 lipca 2012

Początek i imieninowe ciasto

No to zaczynam. Wreszcie zaczynam coś, do czego zabieram się od ładnych kilku miesięcy.
Lubię gotować, lubię rozmawiać o jedzeniu, lubię myśleć o jedzeniu, lubię jeść. Dlatego myślę, że blog kulinarny to kolejny element tej mojej jedzeniowej obsesji. I pewnie powstałby znacznie wcześniej, gdyby nie mój wielki antytalent fotograficzny. Dlatego teraz, kiedy moja siostra zaoferowała się robić zdjęcia moim potrawom startuję. Mam nadzieję, że Zu troszkę mnie poduczy i przestanę potrzebować Jej pomocy. Wtedy będzie mogła się zupełnie odciąć od moich eksperymentów kulinarnych. Bo moja rodzina niespecjalnie ma ochotę jeść to, co ugotuję. Co nie zmienia faktu, że zazwyczaj jednak jedzą, bo są zbyt leniwi, żeby ugotować coś samemu ;)

Wczoraj koniecznie chciałam upiec ciasto. Ciasto z jakimiś owocami. Ale jakimi? Ogromnymi, ale kwaśnymi czarnymi porzeczkami? Czerwonymi papierówkami spadającymi z drzewa? Wolno dojrzewającym agrestem? Słonecznymi morelami? Padło na morele. Po pierwsze dlatego, że obecnie cierpimy na prawdziwą morelową klęskę urodzaju. A po drugiego dlatego, że jest lato. Znacie jakiś inny, bardziej letni owoc niż morele? No tak, czereśnie. Tylko, że czereśnie to tylko taki przedsmak. Zapowiedź tego, co nastąpi dopiero za kilka dni, tygodni. Pierwsze majowe czereśnie smakują fenomenalnie, ale to jednak jeszcze nie letni smak. Dopiero morele... Wygrzewane przez cały dzień w prażącym słońcu, zabarwione na słoneczny kolor, pachnące słońcem. Małe, średnie, duże. Miękkie i twarde. Zawsze smakują mi latem i wakacjami. Bo czy jest coś bardziej letniego niż sok z nadgryzionej moreli spływający leniwie po brodzie? Kiedy nie trzeba się przejmować, że za chwilę czymś się pobrudzisz, bo bluzka już dawno jest upaćkana czarnymi porzeczkami, na spodenkach widać ślady po trawie, a na stopach osiadł letni kurz. Dla mnie lato smakuje morelami, dlatego moje imieniny przypadające w końcu w samym środku lata postanowiłam uczcić morelowym ciastem. Ciastem nietypowym, bo odwróconym. Ciastem, w którym owoce są na dole, a ciasto na wierzchu. Fascynuje mnie ono od lutego, w maju odważyłam się upiec je po raz pierwszy. Wersja rabarbarowo-kardamonowa sprawiła, że zakochałam się w odwróceńcach.
Dzisiejsze jest lekkie, pachnące, delikatnie słodkie. Smakujące obłędnie.
Zainspirowałam się przepisem podanym przez ifinoe na wegedzieciaku.

Kilka moreli zużyłam, a reszta sukcesywnie wysycha w suszarce do owoców. Będą pysznym dodatkiem do jaglanki zimową porą ;)

A więc morele na start!

ODWRÓCONE CIASTO Z MORELAMI


Składniki:
  • 10 średnich moreli
  • 2 szklanki mąki pszennej razowej drobnomielonej
  • łyżeczka proszku do pieczeni
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 2 łyżeczki cynamonu (może się wydawać trochę za dużo, ale ja bardzo lubię cynamonowy zapach w słodyczach)
  • opakowanie cukru waniliowego 
  • 2 łyżki płatków owsianych
  • 1 1/2 szklanki wody
  • 1 łyżka melasy buraczanej
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • 1 łyżeczka octu jabłkowego
  • kilka kropli olejku cytrynowego
Wykonanie:
Płatki owsiane zagotowałam w 1/2 szklanki wody. Potem zmiksowałam stopniowo dolewając pozostałą wodę. Jasne, można użyć jakiegoś zwykłego mleka roślinnego, ale akurat nie miałam żadnego pod ręką, więc wykorzystałam patent ifinoe.
Do mleka owsianego dodałam melasę, oliwę, ocet i olejek, wszystko razem dokładnie zmiksowałam.
Wymieszałam w misce mąkę, proszek, sodę, cynamon i cukier.
Z moreli usunęłam pestki, pokroiłam każdą połówkę na 3 części. Dno dużej tortownicy wyłożyłam papierem do pieczenia i zaczęłam zabawę w układanie moreli. W większości przepisów polecają usmażyć owoce w syropie, ale mnie jakoś ten sposób nie przekonuje. Nie widzę potrzeby dodawania cukru do i tak już słodkich i soczystych owoców.
Suche składniki wymieszałam z mokrymi, wylałam na morele i piekłam w temperaturze 180 st. około 25 minut (do suchego patyczka). Po wyjęciu z piekarnika pozwoliłam ciastu troszkę wystygnąć, a następnie okroiłam brzegi i je odwróciłam.
Ciasto wyszło dość cienkie, ale o takie właśnie mi chodziło. Chciałam uzyskać jak najwięcej owoców, na jak najmniejszym kawałku ciasta. Można zrobić je w mniejszej formie, ale wtedy trzeba je będzie trochę dłużej piec.




I zgadnijcie, kto zje to ciasto?
Oczywiście że JA :)
Całe. Sama, bo inni zdecydowanie odmówili konsumpcji jeszcze jednego eksperymentu kulinarnego Ani.


Pamiętajcie, NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz